niedziela, 5 czerwca 2016

Bieszczady po raz trzeci 21-23.08.2015


    Bieszczady - czytałam kiedyś, że jedzie się tam tylko raz a potem się już tylko wraca. I coś w tym jest skoro znów tam zawitałam. Tym razem siłą sprawczą podróży była, tak jak rok temu, Dagmara. Przyjechałam do Krakowa i od razu udałam się kupić bilety PKP na autobus podstawiany przez InterRegio. Na szczęście postanowiłam zrobić to w biletomacie, ponieważ panie w kasach odsyłały innych podróżnych, że spokojnie bilety kupią u konduktora. Gdy nocą wsiadaliśmy do autobusu pan konduktor zaprosił do pojazdu tylko osoby z biletami bo więcej miejsc nie było... Brak słów. Na szczęście cała nasza "ekipa krakowska" była w uprzywilejowanej grupie więc już bez perturbacji dotarliśmy do Ustrzyk Górnych. Pierwsze co zrobiliśmy to udaliśmy się na pole namiotowe by rozbić obóz. Szybka akcja, ograniczenie bagażu i w drogę - na Halicz i Tarnicę. Szlak ciekawy- podczas wędrówki trafiliśmy na ekologiczną toaletę "zasilaną" dżdżownicami:) Nie odmówiłam sobie fotografii obiektu, i szczegółowych instrukcji wyjaśniających zasadę działania tego przybytku :)
Dżdżownicowa toaleta
Dla zainteresowanych zasada działania:)

 Halicz
 Gdzieś na szlaku
 Wiata tuż pod Tarnicą

Pogoda była zmienna- jak to w górach, zdarzało nam się wyjąć przeciwdeszczowe pokrowce na plecaki. Na Tarnicę weszłam już tylko z Marysią bo reszta ekipy już tam była a i schody nie zachęcały- trafiliśmy tam w czasie gdy opiekunowie BPN zorganizowali akcję "zaschodowywania" najpiękniejszych bieszczadzkich szlaków... Osobę odpowiedzialną za tą irracjonalną decyzję należałoby skazać na chodzenie po tych schodach co najmniej 2 razy dziennie. Dagmara, której stawy kolanowe są mocno osłabione podarowała sobie tę wędrówkę. 


 Bieszczadzki "wynalazek"- schody

Tego  dnia zdobyliśmy wszystko co było do zdobycia więc wróciliśmy do Ustrzyk :) Tam na turystycznej kuchence przygotowaliśmy kolację i udaliśmy się do namiotów. Noc była chłodna jak na koniec sierpnia- 9 stopni. Jedyna nie wzięłam foliowego pokrowca na śpiwór, który wprawdzie zwiększał nieco jego zawilgocenie ale dawał sporo ciepła. W nocy ubrałam dodatkowe dwie koszulki i bluzę i wtedy już komfortowo w moim letnim śpiworze dotrwałam do rana.

Nasz obóz:)
Przed śniadaniem ekipa suszyła swój dobytek a tuż po nim spakowaliśmy wszystko i ruszyliśmy na busa, który zawiózł nas w okolice Schroniska pod Rawkami. Tam rozbiliśmy namioty i już bez obciążenia wybraliśmy się na Małą i Wielką Rawkę oraz my z Marysią na trójstyk Polski , Słowacji i Ukrainy- Krzemieniec:) Wróciliśmy tą samą drogą by spokojnie udać się do namiotów- oczywiście po posileniu się schroniskowymi pierogami:)
Krzemieniec- Trójstyk

Ostatniego dnia czekał nas marsz czerwonym szlakiem przez góry do Ustrzyk Górnych skąd mieliśmy autokar do Krakowa. Pogoda była piękna więc marsz całkiem przyjemny mimo całego ekwipunku na plecach:)
Prawda, że pięknie?

 Selfie bucików- obowiązkowe:)

 I potem już tylko 6h podróż do dawnej stolicy Polski i moja dalsza do Opola. 

Bieszczady po raz trzeci zaliczone:)



1 komentarz: