niedziela, 5 czerwca 2016

Tatry 28-30.08.2015

        Tydzień wcześniej byłam w Bieszczadach ale wyjazd w Tatry planowany był jakiś czas... Miała być Orla Perć ale na wyprawę zabrała się z nami Ola i Wiktor i biorąc pod uwagę doświadczenie Oli postanowiliśmy nieco spuścić z tonu. W piątek przyjechałam do Raciborza, razem z Olą obskoczyłyśmy Biedronkę i Lidla żeby zrobić małe zakupy. W kierunku Zakopanego ruszyliśmy dość późno, ponieważ musieliśmy poczekać na to aż książę Wiktor spakuje plecak - przyznaję, że zaskoczył wszystkich bo jego bagaż wyglądał jakby jechał na 3 tygodnie a nie na 3 dni:) W efekcie pod Zakopane dotarliśmy późnym wieczorem - rezerwując nocleg w drodze, 6km od turystycznej, górskiej stolicy Polski.
  Wiktor i jego plecak...

        Pobudka była zaplanowana dość wcześnie- na tyle by zdążyć przygotować śniadanie i ruszyć w kierunku początku wędrówki. Jurek zawiózł nas do Kuźnic i ustaliliśmy, że w trójkę (Wiktor, Ola i ja) będziemy już się wspinać a on zostawi samochód w Strażnicy Straży Granicznej i nas dogoni na szlaku.

Udaliśmy się niebieskim szlakiem, ponieważ mimo, że dłuższy to jednak ciut łatwiejszy. Udało nam się ominąć pielgrzymki, ponieważ dość wczesna godzina sprawiła, że część turystów pozostała jeszcze na kwaterach. 
W drodze do Przełęczy pod Kopami

Jurek dogonił nas dopiero na Przełęczy pod Kopami, bo tam mieliśmy pierwszy dłuższy odpoczynek co utwierdziło nas, że tempo było dobre :) Ola z plecakiem pomykała jak młoda sarenka, co niewątpliwie zachwyciło jej mężczyznę:)
  Tatrzańskie krajobrazy, Wiktor i Olcia:)

Z Przełęczy pod Kopami ruszyliśmy do Murowańca - pogoda wspaniała i takaż sama widoczność 
Pocztówkowe Tatry
Mur-beton jedno z najfajniejszych tatrzańskich schronisk: Murowaniec

      Od Murowańca droga na Zawrat już oczywista - niebieskim szlakiem. Trasa widokowa, szczególnie gdy dojdzie się do Czarnego Stawu Gąsienicowego


Czarny Staw Gąsienicowy
        Od Stawu zacząły się pojawiać pierwsze ekspozycje. Już tam nieco rozdzieliliśmy siły- ja z Wiktorem szliśmy z przodu a Ola z Jurkiem kawałek za nami. Jurek wziął ze sobą uprząż i karabińczyki aby Ola się mogła podpinać pod łańcuchy co okazało się świetnym wyjściem, szczególnie zważywszy na pielgrzymki turystów. Trasa na zawrat była bardzo zatłoczona, co po raz kolejny pokazało mi, że letnie miesiące to niezbyt madry pomysł na tatrzańskie szlaki. Był moment, że myślałam, że nie wytrzymam i naprawdę huknę dziewczynę gdy pomimo moich próśb szła tuż za mną i wkładała dłoń dokładnie w to samo miejsce gdzie ja przed sekundą miałam stopę... A co by się stało gdybym tę stope chciała tam cofnąć bo okazałoby się, że nie umiem znaleźć lepszego punktu podparcia do kolejnego kroku??? I bez tego w Tatrach w tym czasie zginęło zdecydowanie zbyt wielu ludzi ...Latający ciągle helikopter był przerażający.

Wędrówka na Zawrat

Zawrat


Poszukiwania turystki, która zaginęła- już po powrocie dowiedzieliśmy się, że znaleziono ją martwą :(
         

Na szczęście cało i zdrowo dotarliśmy z Wiktorem na Zawrat i po jakimś czasie spotkać się z Jurkiem i Olą. Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy do Doliny Pięciu Stawów. 
Dolina Pięciu Stawów Polskich i... Jurka plecak:)
       Do schroniska trafiłam pierwsza, pogrążona w rozmowie z poznanym na Zawracie przygodnym turystą. Opłaciłam nasz pobyt i zastanawiałam się, które miejsce na glebie upatrzyć sobie do snu naszej ekipy. Schronisko było przepełnione- Wiktor wyladował na stole:) A ja mimo miejsca w środku nocy postanowiłam przenieść się na zewnątrz bo było tak przeraźliwie goraco, że nie mogłam zasnąć. I tu świetne porównanie - położyłam się na stole koło stawu, na ławeczce w śpiworze, bieliźnie termicznej i puchówce i przy 17stopniach dało radę się wyspać o wiele przyjemniej niż tydzień wcześniej w Bieszczadach w namiocie:)
Noc w schronisku
        Rankiem wstaliśmy, zjedliśmy i ruszyliśmy w kierunku Morskiego Oka. Osobiście nie przepadam za tamtymi rejonami ale dla tych co w Tatrach byli pierwsi raz musieliśmy je "zaliczyć"

Trasa malownicza...



Moje tradycyjne selfie :) Z trasy do Morskiego Oka i z nim na pokładzie :)

Gdy już tam dotarliśmy oczywiście była nagroda dla niekierowców w postaci zimnego piwka. By później dać radę przemierzyć asfaltówkę. Do Zakopanego dotarliśmy autobusem, później do Kuźnic po auto i do domu:) Było super:)

Bieszczady po raz trzeci 21-23.08.2015


    Bieszczady - czytałam kiedyś, że jedzie się tam tylko raz a potem się już tylko wraca. I coś w tym jest skoro znów tam zawitałam. Tym razem siłą sprawczą podróży była, tak jak rok temu, Dagmara. Przyjechałam do Krakowa i od razu udałam się kupić bilety PKP na autobus podstawiany przez InterRegio. Na szczęście postanowiłam zrobić to w biletomacie, ponieważ panie w kasach odsyłały innych podróżnych, że spokojnie bilety kupią u konduktora. Gdy nocą wsiadaliśmy do autobusu pan konduktor zaprosił do pojazdu tylko osoby z biletami bo więcej miejsc nie było... Brak słów. Na szczęście cała nasza "ekipa krakowska" była w uprzywilejowanej grupie więc już bez perturbacji dotarliśmy do Ustrzyk Górnych. Pierwsze co zrobiliśmy to udaliśmy się na pole namiotowe by rozbić obóz. Szybka akcja, ograniczenie bagażu i w drogę - na Halicz i Tarnicę. Szlak ciekawy- podczas wędrówki trafiliśmy na ekologiczną toaletę "zasilaną" dżdżownicami:) Nie odmówiłam sobie fotografii obiektu, i szczegółowych instrukcji wyjaśniających zasadę działania tego przybytku :)
Dżdżownicowa toaleta
Dla zainteresowanych zasada działania:)

 Halicz
 Gdzieś na szlaku
 Wiata tuż pod Tarnicą

Pogoda była zmienna- jak to w górach, zdarzało nam się wyjąć przeciwdeszczowe pokrowce na plecaki. Na Tarnicę weszłam już tylko z Marysią bo reszta ekipy już tam była a i schody nie zachęcały- trafiliśmy tam w czasie gdy opiekunowie BPN zorganizowali akcję "zaschodowywania" najpiękniejszych bieszczadzkich szlaków... Osobę odpowiedzialną za tą irracjonalną decyzję należałoby skazać na chodzenie po tych schodach co najmniej 2 razy dziennie. Dagmara, której stawy kolanowe są mocno osłabione podarowała sobie tę wędrówkę. 


 Bieszczadzki "wynalazek"- schody

Tego  dnia zdobyliśmy wszystko co było do zdobycia więc wróciliśmy do Ustrzyk :) Tam na turystycznej kuchence przygotowaliśmy kolację i udaliśmy się do namiotów. Noc była chłodna jak na koniec sierpnia- 9 stopni. Jedyna nie wzięłam foliowego pokrowca na śpiwór, który wprawdzie zwiększał nieco jego zawilgocenie ale dawał sporo ciepła. W nocy ubrałam dodatkowe dwie koszulki i bluzę i wtedy już komfortowo w moim letnim śpiworze dotrwałam do rana.

Nasz obóz:)
Przed śniadaniem ekipa suszyła swój dobytek a tuż po nim spakowaliśmy wszystko i ruszyliśmy na busa, który zawiózł nas w okolice Schroniska pod Rawkami. Tam rozbiliśmy namioty i już bez obciążenia wybraliśmy się na Małą i Wielką Rawkę oraz my z Marysią na trójstyk Polski , Słowacji i Ukrainy- Krzemieniec:) Wróciliśmy tą samą drogą by spokojnie udać się do namiotów- oczywiście po posileniu się schroniskowymi pierogami:)
Krzemieniec- Trójstyk

Ostatniego dnia czekał nas marsz czerwonym szlakiem przez góry do Ustrzyk Górnych skąd mieliśmy autokar do Krakowa. Pogoda była piękna więc marsz całkiem przyjemny mimo całego ekwipunku na plecach:)
Prawda, że pięknie?

 Selfie bucików- obowiązkowe:)

 I potem już tylko 6h podróż do dawnej stolicy Polski i moja dalsza do Opola. 

Bieszczady po raz trzeci zaliczone:)