Bieszczady - czytałam kiedyś, że jedzie się tam tylko raz a potem się już tylko wraca. I coś w tym jest skoro znów tam zawitałam. Tym razem siłą sprawczą podróży była, tak jak rok temu, Dagmara. Przyjechałam do Krakowa i od razu udałam się kupić bilety PKP na autobus podstawiany przez InterRegio. Na szczęście postanowiłam zrobić to w biletomacie, ponieważ panie w kasach odsyłały innych podróżnych, że spokojnie bilety kupią u konduktora. Gdy nocą wsiadaliśmy do autobusu pan konduktor zaprosił do pojazdu tylko osoby z biletami bo więcej miejsc nie było... Brak słów. Na szczęście cała nasza "ekipa krakowska" była w uprzywilejowanej grupie więc już bez perturbacji dotarliśmy do Ustrzyk Górnych. Pierwsze co zrobiliśmy to udaliśmy się na pole namiotowe by rozbić obóz. Szybka akcja, ograniczenie bagażu i w drogę - na Halicz i Tarnicę. Szlak ciekawy- podczas wędrówki trafiliśmy na ekologiczną toaletę "zasilaną" dżdżownicami:) Nie odmówiłam sobie fotografii obiektu, i szczegółowych instrukcji wyjaśniających zasadę działania tego przybytku :)
Dżdżownicowa toaleta
Dla zainteresowanych zasada działania:)
Halicz
Gdzieś na szlaku
Wiata tuż pod Tarnicą
Pogoda była
zmienna- jak to w górach, zdarzało nam się wyjąć przeciwdeszczowe pokrowce na
plecaki. Na Tarnicę weszłam już tylko z Marysią bo reszta ekipy już tam była a
i schody nie zachęcały- trafiliśmy tam w czasie gdy opiekunowie BPN
zorganizowali akcję "zaschodowywania" najpiękniejszych bieszczadzkich
szlaków... Osobę odpowiedzialną za tą irracjonalną decyzję należałoby skazać na
chodzenie po tych schodach co najmniej 2 razy dziennie. Dagmara, której stawy kolanowe
są mocno osłabione podarowała sobie tę wędrówkę.
Bieszczadzki "wynalazek"- schody
Tego dnia zdobyliśmy wszystko
co było do zdobycia więc wróciliśmy do Ustrzyk :) Tam na turystycznej kuchence
przygotowaliśmy kolację i udaliśmy się do namiotów. Noc była chłodna jak na
koniec sierpnia- 9 stopni. Jedyna nie wzięłam foliowego pokrowca na śpiwór,
który wprawdzie zwiększał nieco jego zawilgocenie ale dawał sporo ciepła. W
nocy ubrałam dodatkowe dwie koszulki i bluzę i wtedy już komfortowo w moim
letnim śpiworze dotrwałam do rana.
Nasz obóz:) |
Przed
śniadaniem ekipa suszyła swój dobytek a tuż po nim spakowaliśmy wszystko i
ruszyliśmy na busa, który zawiózł nas w okolice Schroniska pod Rawkami. Tam
rozbiliśmy namioty i już bez obciążenia wybraliśmy się na Małą i Wielką Rawkę
oraz my z Marysią na trójstyk Polski , Słowacji i Ukrainy- Krzemieniec:)
Wróciliśmy tą samą drogą by spokojnie udać się do namiotów- oczywiście po
posileniu się schroniskowymi pierogami:)
Krzemieniec- Trójstyk
Ostatniego
dnia czekał nas marsz czerwonym szlakiem przez góry do Ustrzyk Górnych skąd
mieliśmy autokar do Krakowa. Pogoda była piękna więc marsz całkiem przyjemny
mimo całego ekwipunku na plecach:)
Selfie bucików- obowiązkowe:)
I potem już tylko 6h podróż do dawnej stolicy Polski i moja dalsza do Opola.
Bieszczady po raz trzeci zaliczone:)
Schody?!?!?! cóż to za pomysł?!?!?!
OdpowiedzUsuń