niedziela, 4 czerwca 2017

Majówka 28-30.04. 2017

Tegoroczna majówka była bardzo długa, natomiast prognozy pogodowe niezbyt optymistyczne. Ze względu na obowiązki odpadała mi też sobota. W związku z tym musiałam zweryfikować plany rowerowe i pomyśleć nad alternatywnym spędzeniem tego czasu. Jako, że od jakiegoś czasu jestem zmotoryzowana nie byłam uzależniona od rozkładu jazdy pociągów więc mogłam dość dowolnie wybrać kierunek wyprawy. Namówiłam moją warszawska koleżankę niestety ona źle się poczuła i ostatecznie pojechałam z Grześkiem- dla niego była to pierwsza wycieczka w polskie góryJ.
Posiedziałam trochę w internecie i postanowiłam zrobić małą bielską pętelkę-taką na dwa dni wędrówki. 
Nasza trasa na mapie;)
Wyruszyliśmy około 8 z Opola kierując się wskazaniami mapy Google. Bezproblemowa, szybka trasa nawet dla takiego kierowcy-świeżaka jak ja. Po około dwóch godzinach byliśmy u celu podróży i prawdziwym wyzwaniem było znaleźć takie miejsce do zaparkowania auta, żeby nie raziło w oczy straży miejskiej i policji. Ostatecznie wolfi  został w Bielsku-Białej Aleksandrowicach a my po uzupełnieniu zapasów pożywienia w pobliskiej Biedronce ruszyliśmy na szlak. Początkowo terenem nizinnym z Bielska do wioski Jaworze między domkami jednorodzinnymi , betonową drogą. Szlak może niezbyt komfortowy ale takie już są uroki pętliJ Spokojnym tempem doszliśmy do parku, którego jednakże nie zwiedziliśmy ze względu na dużą ilość spacerujących- przecież nie po to uciekaliśmy z miasta na majówkę by przepychać się między ludźmi.  Znaleźliśmy żółty szlak i poszliśmy jego ślademJ Znów czekał nas asfaltowy kawałek ale nie trwał zbyt długo, przed pierwszym większym podejściem zrobiliśmy sobie małą przerwę na drugie śniadanie- wokół nie było nikogo. Oj tego potrzebowałam. Pogoda była ok- nie za goraco ale i nie za zimno i – co najważniejsze- bezdeszczowo. Pierwszy poważniejszy przystanek to schronisko na Błatniej- tam wypiliśmy herbatę, zjedliśmy co nieco i poszliśmy w kierunku Klimczoka. 
Troszkę śniegu jeszcze było- przy schronisku na Błatniej
Grzesiek dziarsko dźwigał swój plecak choć zdarzyły się słabsze chwile przez co, po konsultacji postanowiliśmy sobie darować wejście na szczyt i od razu ruszyć do Chaty Wuja Toma gdzie planowaliśmy nocleg. Chata mnie zachwyciła – przemiły właściciel, pyszne jedzenie, personalizowane talerze, genialna łazienka. 
Schroniskowa łazienka (!)
Koszt noclegu w sali zbiorowej to tylko 30zł , warto dodać, że byliśmy w niej sami. Dla piwoszy nie lada gratka- robione specjalnie dla Chaty piwo pasterskie. Ciemne, dobrze schłodzone smakowało wybornie. Po nasyceniu oczu widokami rozpościerającymi się sprzed Chaty w stronę Szczyrku udaliśmy się do pokoju bo 8 stopni na zewnątrz skutecznie nas wymroziło.

Widoki tuż przed Chatą










Żurek Chatkowy:) No i szarlotka:)






Rano wstaliśmy , zjedliśmy
ciepłe śniadanie i wyruszyliśmy dalej. Zeszliśmy niebieskim szlakiem do Szczyrku, w pobliskim sklepie kupiliśmy prowiant i picie i skierowaliśmy się ku Sanktuarium bo stamtąd czarnym szlakiem ruszyliśmy w kierunku schroniska Chata na Groniu, a później żółtym do Mesznej i dalej- do Wilkowic. W Wilkowicach ponownie uzupełniliśmy zapas napojów i zgodnie z planem wyszukaliśmy czarny szlak, który według naszej mapy miał nas zaprowadzić do Chaty na Rogaczu. Coś jednak poszło nie tak o czym przekonaliśmy się już w trakcie wędrówki bo szliśmy i szliśmy i końca widać nie było choć miał być to skrót. No ale jak to ze skrótami bywa, szczególnie przy upartej Izie i jej chęci przetestowania nowych butów w strumykach zamiast krótszej trasy zaistniało ryzyko, że nie dotrzemy do miejsca noclegowego przed zmrokiem. Okazało się po drodze, ze czarny szlak na jaki weszliśmy wcale nie prowadzi do Chaty na Rogaczu a do jednego z najbardziej drętwych schronisk jakie znam – schroniska PTTK-u na Magurce Wilkowickiej. Co więcej- jest to najdłuższy szlak do tego schroniska od strony Wilkowic. Przyznaję, że ta informacja (uzyskana od napotkanych na trasie wędrowców) trochę mnie ubawiła. Niezbyt szczęśliwy był jednak Grzesiek szczególnie, że prócz odległości trasa obfitowała w kałuże, strumyki i kupę błota co nie ułatwiało spaceru. Jednakże wbrew obawom udało nam się dotrzeć bez korzystania z czołówek i bez strat w ludziach ( istniało ryzyko, że zmęczony i wkurzony Grzesiek ubije mnie gdzieś po drodze). 
Nasz"skrót" zaznaczony linią przerywaną, trasa której nie znaleźliśmy to ta ze strzałką
          Zapłaciłam za nocleg ( 50zł/os nocleg w pokoju 2-osobowym z łazienką- tylko taki był dostępny) i poszliśmy do pokoju. O jedzeniu schroniskowym nic nie mogę powiedzieć, ponieważ bufet zamknięty jest od 19, a my przybyliśmy po 20 więc nie mieliśmy okazji niczego spróbować. Dobrze, że mieliśmy zapasy ze sobą więc najedzeni i wykąpani dość szybko udaliśmy się na spoczynek. Początkowo kolejnego dnia mieliśmy jeszcze zrobić trasę około 6 godzinną ale Grzesiek poprosił byśmy nieco to skrócili. Poszliśmy więc spać z myślą, że jutro czeka nas dwugodzinne zejście do Bielska Białej-Lipnika i powrót samochodem do Opola.
Butki ubłocone po szlaku na Magurkę
I tak też się stało. Jak pokazała pogoda było to najlepsze rozwiązanie, ponieważ gdy tylko doszliśmy do przystanku autobusowego i złapaliśmy autobus w kierunku Aleksandrowic zaczęło padać. Do tego stopnia, że przed wysiadką po raz pierwszy na tej wycieczce wyciągnęłam kurtkę przeciwdeszczową. Z jedną przesiadką dojechaliśmy do auta i później już tylko pozostało spakowanie plecaków do bagażnika, przebranie obuwia na bardziej komfortowe i dwugodzinna podróż z przystankiem na kawę na Orlenie.

Jak było? SuperJ Pogoda dopisała, drugiego dnia wyszło nawet słoneczko. Współtowarzysz poznał uroki (i niedogodności :P) wędrówki a ja wspaniale się zrelaksowałam. Tak daleka podróż autem bez znajomości trasy uświadomiła mi, że nie taki diabeł straszny jak go malująJ Same korzyściJ

1 komentarz:

  1. Ooooo faktycznie klimatyczna łazienka. Cudna wyprawa Kochana!

    OdpowiedzUsuń