Tegoroczna
majówka była bardzo długa, natomiast prognozy pogodowe niezbyt optymistyczne. Ze
względu na obowiązki odpadała mi też sobota. W związku z tym musiałam
zweryfikować plany rowerowe i pomyśleć nad alternatywnym spędzeniem tego czasu.
Jako, że od jakiegoś czasu jestem zmotoryzowana nie byłam uzależniona od
rozkładu jazdy pociągów więc mogłam dość dowolnie wybrać kierunek wyprawy.
Namówiłam moją warszawska koleżankę niestety ona źle się poczuła i ostatecznie
pojechałam z Grześkiem- dla niego była to pierwsza wycieczka w polskie góryJ.
Posiedziałam
trochę w internecie i postanowiłam zrobić małą bielską pętelkę-taką na dwa dni
wędrówki.
![]() |
Nasza trasa na mapie;) |
Wyruszyliśmy około 8 z Opola kierując się wskazaniami mapy Google.
Bezproblemowa, szybka trasa nawet dla takiego kierowcy-świeżaka jak ja. Po
około dwóch godzinach byliśmy u celu podróży i prawdziwym wyzwaniem było
znaleźć takie miejsce do zaparkowania auta, żeby nie raziło w oczy straży
miejskiej i policji. Ostatecznie wolfi
został w Bielsku-Białej Aleksandrowicach a my po uzupełnieniu zapasów
pożywienia w pobliskiej Biedronce ruszyliśmy na szlak. Początkowo terenem nizinnym
z Bielska do wioski Jaworze między domkami jednorodzinnymi , betonową drogą.
Szlak może niezbyt komfortowy ale takie już są uroki pętliJ Spokojnym tempem
doszliśmy do parku, którego jednakże nie zwiedziliśmy ze względu na dużą ilość
spacerujących- przecież nie po to uciekaliśmy z miasta na majówkę by przepychać
się między ludźmi. Znaleźliśmy żółty
szlak i poszliśmy jego ślademJ
Znów czekał nas asfaltowy kawałek ale nie trwał zbyt długo, przed pierwszym większym
podejściem zrobiliśmy sobie małą przerwę na drugie śniadanie- wokół nie było
nikogo. Oj tego potrzebowałam. Pogoda była ok- nie za goraco ale i nie za zimno
i – co najważniejsze- bezdeszczowo. Pierwszy poważniejszy przystanek to
schronisko na Błatniej- tam wypiliśmy herbatę, zjedliśmy co nieco i poszliśmy w
kierunku Klimczoka.
![]() |
Troszkę śniegu jeszcze było- przy schronisku na Błatniej |
Grzesiek dziarsko dźwigał swój plecak choć zdarzyły się
słabsze chwile przez co, po konsultacji postanowiliśmy sobie darować wejście na
szczyt i od razu ruszyć do Chaty Wuja Toma gdzie planowaliśmy nocleg. Chata
mnie zachwyciła – przemiły właściciel, pyszne jedzenie, personalizowane
talerze, genialna łazienka.
Schroniskowa łazienka (!) |
Koszt noclegu w sali zbiorowej to tylko 30zł ,
warto dodać, że byliśmy w niej sami. Dla piwoszy nie lada gratka- robione
specjalnie dla Chaty piwo pasterskie. Ciemne, dobrze schłodzone smakowało
wybornie. Po nasyceniu oczu widokami rozpościerającymi się sprzed Chaty w
stronę Szczyrku udaliśmy się do pokoju bo 8 stopni na zewnątrz skutecznie nas
wymroziło.
Widoki tuż przed Chatą |
Żurek Chatkowy:) No i szarlotka:) |
Rano wstaliśmy
, zjedliśmy
ciepłe śniadanie i wyruszyliśmy dalej. Zeszliśmy niebieskim
szlakiem do Szczyrku, w pobliskim sklepie kupiliśmy prowiant i picie i
skierowaliśmy się ku Sanktuarium bo stamtąd czarnym szlakiem ruszyliśmy w
kierunku schroniska Chata na Groniu, a później żółtym do Mesznej i dalej- do
Wilkowic. W Wilkowicach ponownie uzupełniliśmy zapas napojów i zgodnie z planem
wyszukaliśmy czarny szlak, który według naszej mapy miał nas zaprowadzić do
Chaty na Rogaczu. Coś jednak poszło nie tak o czym przekonaliśmy się już w
trakcie wędrówki bo szliśmy i szliśmy i końca widać nie było choć miał być to
skrót. No ale jak to ze skrótami bywa, szczególnie przy upartej Izie i jej
chęci przetestowania nowych butów w strumykach zamiast krótszej trasy
zaistniało ryzyko, że nie dotrzemy do miejsca noclegowego przed zmrokiem.
Okazało się po drodze, ze czarny szlak na jaki weszliśmy wcale nie prowadzi do
Chaty na Rogaczu a do jednego z najbardziej drętwych schronisk jakie znam –
schroniska PTTK-u na Magurce Wilkowickiej. Co więcej- jest to najdłuższy szlak
do tego schroniska od strony Wilkowic. Przyznaję, że ta informacja (uzyskana od
napotkanych na trasie wędrowców) trochę mnie ubawiła. Niezbyt szczęśliwy był
jednak Grzesiek szczególnie, że prócz odległości trasa obfitowała w kałuże,
strumyki i kupę błota co nie ułatwiało spaceru. Jednakże wbrew obawom udało nam
się dotrzeć bez korzystania z czołówek i bez strat w ludziach ( istniało
ryzyko, że zmęczony i wkurzony Grzesiek ubije mnie gdzieś po drodze).
Nasz"skrót" zaznaczony linią przerywaną, trasa której nie znaleźliśmy to ta ze strzałką |
Zapłaciłam za nocleg ( 50zł/os nocleg w pokoju 2-osobowym z łazienką- tylko
taki był dostępny) i poszliśmy do pokoju. O jedzeniu schroniskowym nic nie mogę
powiedzieć, ponieważ bufet zamknięty jest od 19, a my przybyliśmy po 20 więc
nie mieliśmy okazji niczego spróbować. Dobrze, że mieliśmy zapasy ze sobą więc
najedzeni i wykąpani dość szybko udaliśmy się na spoczynek. Początkowo
kolejnego dnia mieliśmy jeszcze zrobić trasę około 6 godzinną ale Grzesiek
poprosił byśmy nieco to skrócili. Poszliśmy więc spać z myślą, że jutro czeka
nas dwugodzinne zejście do Bielska Białej-Lipnika i powrót samochodem do Opola.
Butki ubłocone po szlaku na Magurkę |
I tak też się
stało. Jak pokazała pogoda było to najlepsze rozwiązanie, ponieważ gdy tylko
doszliśmy do przystanku autobusowego i złapaliśmy autobus w kierunku
Aleksandrowic zaczęło padać. Do tego stopnia, że przed wysiadką po raz pierwszy
na tej wycieczce wyciągnęłam kurtkę przeciwdeszczową. Z jedną przesiadką
dojechaliśmy do auta i później już tylko pozostało spakowanie plecaków do
bagażnika, przebranie obuwia na bardziej komfortowe i dwugodzinna podróż z
przystankiem na kawę na Orlenie.
Jak było?
SuperJ
Pogoda dopisała, drugiego dnia wyszło nawet słoneczko. Współtowarzysz poznał
uroki (i niedogodności :P) wędrówki a ja wspaniale się zrelaksowałam. Tak
daleka podróż autem bez znajomości trasy uświadomiła mi, że nie taki diabeł
straszny jak go malująJ
Same korzyściJ
Ooooo faktycznie klimatyczna łazienka. Cudna wyprawa Kochana!
OdpowiedzUsuń